Nieoczywiste problemy z dostępnością
Szacowany czas czytania: 10 minut
Każdy z nas na jakimś etapie życia korzysta z rozwiązań dostępnościowych. Jeśli więc nie potrafimy znaleźć na to środków dla innych, zróbmy to przynajmniej z egoizmu – mówi Maciej Augustyniak, prezes zarządu fundacji „Polska Bez Barier”.
Autor: Wojciech Teister
Czy udostępnianie przestrzeni i usług osobom ze szczególnymi potrzebami zawsze musi się wiązać z potężnymi inwestycjami i obniżaniem wartości estetycznej budynków? Jakie są najprostsze i najskuteczniejsze sposoby, by zapewnić bezpieczeństwo na wypadek ewakuacji? Dlaczego inwestowanie w dostępność opłaca się wszystkim? Zapytaliśmy o te i inne sprawy Macieja Augustyniaka z fundacji „Polska bez Barier”.
Wojciech Teister: Co jest trudniejsze? Przebudować pod kątem dostępności duży gmach czy zmienić myślenie o dostępności?
Maciej Augustyniak: Przede wszystkim problemem, z jakimi się zderzamy jest kwestia myślenia o dostępności. Zamiast myśleć o tym jako o dodatkowym wysiłku organizacyjnym, warto spojrzeć na to jak na kwestię praw człowieka. Od tego czy zrobimy miejsca i rzeczy bardziej dostępnymi zależy czy spora część społeczeństwa będzie mogła z nich skorzystać. Dlaczego mieliby nie mieć takiej możliwości? Jeśli nabierzemy odrobiny empatii w spojrzeniu na potrzeby osób z różnymi trudnościami, będzie nam o wiele łatwiej budować świat bardziej przystępny. Bo często to nie jest kwestia złej czy dobrej woli, ale mniejszej lub większej wiedzy w danym zakresie, albo po prostu ograniczonych środków.
WT: Na przykład?
MA: W jednym z konkursów architektonicznych nagrodę dostał budynek z pięknymi, kręconymi schodami pośrodku holu. Niczym niezabezpieczonymi oczywiście. Nie trzeba wiele, żeby osoba niedowidząca, albo rozpędzone dziecko rozwaliła sobie na tych schodach głowę. Czy architekt chciał źle? Nie. On chciał ładnie. Ale nie wiedział, że to rozwiązanie niesie ze sobą określone ryzyko i finalnie będzie je trzeba obudować jakimiś paskudnymi barierkami. A ja lubię myśleć też o dostępności z kategoriach estetyki. I w tym przypadku dałoby się ogarnąć ten projekt i ładnie i bezpiecznie, gdyby pomyślano o tym na etapie projektowania. Można było przeprowadzić taką prostą rzecz jak konsultacje na temat dostępności na etapie projektu.
WT: Jak zmiana mentalności w myśleniu o dostępności dokonuje się na przestrzeni tej dekady działania Waszej fundacji?
MA: Przede wszystkim nierównomiernie. I mówię to mając perspektywę kilku dużych miast i całego mnóstwa małych miejscowości. To nie jest wcale tak, że w dużych miastach jest wszystko ekstra, a w mniejszych wszystko leży. W niewielkich miejscowościach często są świetni urzędnicy, którzy potrafią być empatyczni. Natomiast często tam są po prostu dużo mniejsze budżety, które nie pozwalają na zlikwidowanie tych przysłowiowych schodów. Mocno to widać choćby w przestrzeni komunikacji publicznej – w największych miastach ciężko dziś spotkać autobus, który nie byłby niskopodłogowy. Ale wystarczy wyjechać poza Warszawę, Kraków czy Poznań i bywa z tym naprawdę różnie, bo tam wymiana autobusu to już jest poważny wysiłek dla budżetu. Podsumowując: w porównaniu z Polską sprzed dziesięciu lat jest lepiej, ale nie jest dobrze. Bo jeśli nadal jest wiele miejsc, gdzie osoba z niepełnosprawnością nie może skorzystać z toalety, to nie możemy powiedzieć, że jest OK. I fakt, że taka dostosowana toaleta jest 500 metrów dalej problemu nie rozwiązuje. Ile znasz na przykład knajp, gdzie niedosłyszący mogą skorzystać z systemów wspomagania słuchu? A pętla indukcyjna to jest wynalazek z lat 30. XX wieku przecież. A co dopiero, gdy chodzi o udostępnienia, które są mniej oczywiste niż podjazd obok schodów.
WT: Tzn. jakich?
MA: Na przykład projektowania przestrzeni dla osób o nietypowej wrażliwości sensorycznej. Powiedzmy, że wchodzisz do nowoczesnego muzeum, gdzie z każdej strony atakują Cię mrugające światełka i błyski. Dla osoby w spektrum autyzmu to może być jakiś koszmar.
WT: Sala tortur, nie muzeum…
MA: No szału nie ma. Albo kwestia bezpieczeństwa i ewakuacji osób z niepełnosprawnościami. I masz pożar w szkole specjalnej, z dużą liczbą uczniów neuroróżnorodnych. Nagle zaczynają wyć syreny i migać światełka. Nie wróżę sukcesu podczas ewakuacji, serio. Inny przykład: ewakuacja galerii handlowej, lecą komunikaty z głośników, a w toalecie jest akurat osoba Głucha. Z pewnością usłyszy informację o zagrożeniu, nie?
WT: Dlaczego nie rozpatrujemy bezpieczeństwa pod kątem takich nietypowych zdarzeń?
MA: Bo takie mamy podejście, że nie zakładamy najgorszego. Znajomy strażak opowiadał mi o ćwiczeniach przeciwpożarowych, gdzie regularnie pada hasło: „Panie, tu się nigdy nic nie paliło”.
WT: Coś w tym jest. Wieże World Trade Center też przed 2001 rokiem nigdy się nie zawaliły. Ani hale targowe w Chorzowie.
MA: Właśnie. A przecież są kraje, gdzie pierwsza pomoc jest uczona w szkołach i zdawane na maturze. I w idealnym świecie o dostępności i bezpieczeństwie uczylibyśmy się właśnie w szkołach. Wtedy jednocześnie wpajamy wiedzę, ale też uczymy wrażliwości na innego człowieka. A druga ważna rzecz to dobre, przemyślane prawo. Jeśli na przykład dobrze przepracowano by wytyczne dotyczące budownictwa, to przyszli architekci uczyliby się myślenia o tym na etapie projektu już na studiach. Bo nikt nie zatwierdziłby im projektu nie spełniającego norm. A dodatkowo taki bezpieczny i dostępny projekt można od razu zaprojektować ładnie. My w ramach fundacji organizujemy czasami warsztaty dla dzieci, na których uczestnicy projektują z kartonów dostępne miasto. Dla nich to świetna zabawa, a przy okazji uczenie się myślenia o różnych potrzebach już na wczesnym etapie, w dodatku przez zabawę.
WT: Wróćmy na chwilę do tematu bezpieczeństwa. Specjalizujecie się m.in. w szkoleniach dotyczących ewakuacji osób niepełnosprawnych. Na co warto zwrócić uwagę w czasie takich ewakuacji?
MA: Przede wszystkim na znajomość podstawowych instrukcji przeciwpożarowych. Czasami kombinujemy jak ewakuować osobę na wózku, bo nie wiemy, że w budynku są strefy pożarowe i wystarczy tak naprawdę przejść za właściwe drzwi i odczekać kilka minut na przyjazd strażaków.
Innym rozwiązaniem, które praktycznie nic nie kosztuje, a które promujemy od pewnego czasu jest tworzenia w firmach Indywidualnych Planów Ewakuacji. Powiedzmy, że masz 400 pracowników. Więc obligujesz ich, by poinformowali swoich przełożonych w działach, że w razie ewakuacji potrzebują tego i tego. Czasami będzie to jakiś rodzaj sprzętu, czasami zachowania. Bo może być tak, że masz w zespole kogoś, kto wpada w takiej sytuacji w panikę i trzeba do niego podejść, złapać za rękę i powiedzieć: „Ej, Maciek, wychodzimy”. Albo ktoś na wózku i ma spastykę, i jeśli złapie się go niewłaściwie, to prostują mu się nogi i może znokautować człowieka, który chciał go przenieść. I w efekcie masz dwóch do ewakuowania zamiast jednego. A w ramach takiego indywidualnego planu dostajesz od pracownika jasne info, że w razie ewakuacji trzeba go złapać w taki, a nie inny sposób. Tworząc takie plany nie pytamy ludzi o ich niepełnosprawności tylko konkretnie o potrzeby na wypadek ewakuacji. Prosta rzecz, a może poskutkować tym, że ludzie ci nie spłoną w biurach.
WT: Okazuje się, że dostępność to nie tylko te oczywiste, przysłowiowe podjazdy przy schodach, ale też całkiem sporo sytuacji zaskakujących i nieoczywistych. Często myślimy o takich rozwiązaniach na dworcach, w szpitalach czy szkołach, ale już nie np. w więzieniach…
MA: Bo powszechne myślenie jest takie, że do więzienia idzie się za karę, więc trzeba takiemu człowiekowi maksymalnie uprzykrzyć życie. Tymczasem, jeśli spojrzymy w statystyki z badań, to doprowadzą nas one do wniosku, że tam, gdzie traktujemy ludzi jak ludzi, jest mniejsza recydywa, bardziej skuteczna resocjalizacja i to się zwyczajnie społeczeństwu opłaca. Tymczasem u nas – niezależnie od preferencji politycznych – jest takie trochę teksańskie myślenie, że więźnia trzeba maksymalnie upodlić. A ja jednak myślę, że nie powinno się człowieka karać dwa razy za to samo przestępstwo tylko dlatego, że jest osobą z niepełnosprawnością i powinno się zapewnić mu odbywanie kary w takim samym zakresie jak zdrowym osadzonym. Dlatego uszanowania prawa do dostępności w takich miejscach jest super ważne.
A wizytując różne zakłady karne i areszty widziałem naprawdę sytuacje hardcorowe. Na przykład osadzonego, który poruszał się na wózku i mógł w swojej celi przejechać dosłownie metr do przodu i metr do tyłu. Często takie osoby rezygnują z prawa do spaceru, mają potężne problemy z dostępnością toalet/pryszniców.
Problem też w tym, że wsparcie osadzonych z niepełnosprawnościami więźniów nie jest w żaden sposób uregulowane prawnie. Dostaje się do celi współwięźnia i on albo pomoże albo nie pomoże. I to nie jest absolutnie zarzut do służby więziennej, która też przecież chciałaby, żeby te problemy rozwiązano, bo ułatwiłoby im to pracę.
Jestem zwolennikiem tezy, że jednym z wyznaczników poziomu cywilizacyjnego jest to, jak państwo traktuje osadzonych. Powiedzmy sobie szczerze, że inna jest sytuacja więźniów w Skandynawii, a inna w Rosji. I obawiam się, że nam nie jest bliżej do Skandynawii.
WT: Dlaczego myślenie kategoriami dostępności jest takie ważne dla nas wszystkich?
MA: Bo każdy z nas na jakimś etapie życia korzysta z rozwiązań dostępnościowych. Więc to nie jest przesada, kiedy się mówi, że to jest rozwiązanie i inwestycja dla nas wszystkich. Jeśli więc szkoda nam pieniędzy, by ułatwiać życie innym, zróbmy to przynajmniej z pobudek egoistycznych, dla siebie, tak, by później móc swobodnie funkcjonować w świecie, który dziś tworzymy. Serio, nie trzeba być osobą z niepełnosprawnością, by przekonać się na własnej skórze, jak ułatwienia wpływają na nasze życie. Wystarczy być rodzicem małego dziecka w wózku i spróbować przejść na drugą stronę ulicy przejściem podziemnym ze schodami, albo takim wyposażonym w windę. Albo pokonać zimą nieodśnieżony chodnik. Swoją drogą wielu moich znajomych poruszających się na wózkach zimą po prostu nie wychodzi z domu z tego właśnie powodu.
Dzięki za rozmowę!